sobota, 17 marca 2007

sound day czyli enjoy the silence

o jak totalnie byłem nakręcony na ten wieczór!
bo tu wszyscy mówią, że tylko hop hipy i techno, ale od techno można z nudów zdechnąć.

no to sobie wynalazłem imprezę pt. płacisz 1 wstęp, wchodzisz do 10 klubów i do tego darmowy drink. mrozu-wynalazca chyba z powrotem się przerzuci na umcyk umcyk.

zróbmy proste dwa plus dwa. jeśli w seoulu i okolicach jest 20 milionów mieszkańców, to co najmniej 2 miliony z tego to brać w wieku stricte klubowym. jakieś 75%-85% koreańczyków woli się napchać ośmiornicami, zniszczyć wódką ryżową w restauracji i jakoś doczołgać się do domu. od biedy pogonią na karaoke. nawet jeśli, to zostaje nam 300-400 tys. ludu, z tego przynajmniej 5% po prostu musi lubić pomachać piórami i poskakać do solidnego uderzenia gitary. czyli mamy 15-20 tys. tak samo napalonych jak ja na wczorajszą imprezę.

ta, jasssssne. ej, ja naprawdę nie wymagałem wiele. żeby chociaż klub 10mx10m był zapełniony w połowie. kompletna pustka, aż się echo odbijało.

nie pomogła nawet moja magiczna koszulka pt.
"jestem studentem z wymiany i kocham wszystkie dziewczyny i dobre drinki"



















wylądowaliśmy w sercu hop hipa, czyli jak zwykle.
tracę nadzieję w tutejszych, naprawdę.
szacuneczek dla ziomeczków z wuwua, ist sajd i łest sajd of da poland! yo!











































Brak komentarzy: