środa, 30 maja 2007

wake up young man it's time to wake up




















Under the cool moonlight of bamboo valley
Tao Yuanming is drunk
Amid the fragrant wind of the flower market
Li Bai is asleep
After all, affairs and sentiments are like a dream
We live as if inebriated, even without any drinks

[w uszach brzmi niczym odleżałe wino]

poniedziałek, 28 maja 2007

dzieciaki


























tym razem bez komentarza. raph mówi, że coś w tym wszystkim jest, ja jeszcze nie doszedłem co.

[galeria!]

niedziela, 27 maja 2007

wulkanizacja emocji




















na powierzchni poprzecinaliśmy sobie ręce ostrością i twardością skał. nieugięty bazalt nie dawał zniżek studenckich. na powierzchni obwinęły nas też liany i dzika roślinność, a wiatr wypełnił pozostałe szczeliny luzu między nami a przeżyciami. widoki zaparły dech w piersiach, a deszcz i słońce powiększały szaleństwa radości.

jednak cała wyprawa osadzona była na wulkanie, którego wewnętrzne perturbacje wypalały kilometry podziemnych korytarzy. sfrustrowana lawa krążyła wewnątrz, nie mogąc znaleźć ujścia. ostatecznie wybuch uderzył w piękno.

krajobraz po katastrofie jest na razie niepewny, z perspektywą na swoją małą stabilizację.


[zdjęcia tak różne jak przeżycia]

wtorek, 22 maja 2007

przestrzeń woła nas



















od jak dawna nie słyszałem szeptu przestrzeni. aż wczoraj stanęliśmy pośród takiej jednej sztucznej, co wdarła się betonem i trawą między nurt rzeki. jest świeża, poukładana i wyciszająca. zawarta między miękką i senną trawą, a bryzą promieni słonecznych.
i mówi mi, zmniejsz napięcie, bo zaraz burzę zrobisz, mimo chmur braku.

niedziela, 20 maja 2007

lampiony i neony



















"
We all live together, we act on, and react to, one another;
but always and in all circumstances
we are by ourselves.

(...)

We can pool information about experiences,
but never the experiences themselves.
"

A w następnej książce Huxley mówi o małych światełkach. Które transportują, gdzie? Ano na antypody umysłu. Światełka, ale właśnie te małe, niepowtarzalne, niewypaczone przez emanacje miasta, tworzą obwodnicę ponad racjonalną blokadą umysłu.

A wtedy umysł przekracza granice poznania.

Wzięliśmy więc skrawki teorii i poszliśmy w ocean lampionów. Myśli falują do teraz.


[galeria tu]

[nawet w religii trza być postępowym, a co!]

sobota, 19 maja 2007

raj utracony

bramy (wejściowe? wyjściowe? za budynkiem The Bridge of no Return)



















Once meek, and in a perilous path,
The just man kept his course along
The vale of death.



Roses are planted where thorns grow.
And on the barren heath
Sing the honey bees.




(txt: William Blake, The Marriage of Heaven and Hell)


[no i tradycynie galeria]

niniejszym podpisuję
























"Wizyta we Wspólnym Obszarze Ochronnym w Panmunjon jest związana z wkroczeniem na wrogi obszar i możliwością odniesienia ran lub śmierci jako bezpośredni rezultat działań wroga. Wspólny Obszar Ochronny jest neutralnym ale podzielonym obszarem strzeżonym przez personel woskowy Dowództwa ONZ ze trony południowej oraz personel Koreańskiej Armii Ludowej. (...) Chociaż wypadki nie są przewidziane, Dowództwo ONZ, Stany Zednoczone Ameryki oraz Republika Korei nie mogą zagwarantować bezpieczeństwa zwiedzających i nie mogą być pociągnięte do odpowiedzialności w przypadku działań wroga. (...)"


Podpis: Mrozoooo
Data: 19.05.2007

piątek, 18 maja 2007

zeszłej nocy

za mnie dziś opowiedzą o tym grafomańsko pan marcin i ekspresyjnie pan trent.

czwartek, 17 maja 2007

przyjechała

i śpi. i nie wiem. i tylko mniej mnie będzie wirtualnie. i cisza.

wtorek, 15 maja 2007

jak mrówków



















1500 na 70 obrazów z luwru; 21,5 ludzia na obraz (w danej chwili)



















100 m dalej 50000 studentów kończy wykłady o tej samej godzinie.


no po prostu. aż człowiek się nie może nadziwić, ile ich tu się ciśnie w każdym kącie. ludzie mówią mi "poczekaj na chiny", ale ja raczej w góry wysokie uciekam, tam przynajmniej da się zobaczyć tło tego całego human traffic.

i dla odmiany na 2 dni zamknę się w sobie i ciszy.

niedziela, 13 maja 2007

nas klient, nas pan!
























no i zaczęło się. w sobotę pojechaliśmy do resortu golfowego, dla którego będziemy robić całą strategię zarządzania relacjami z klientami. oprócz 4 pól golfowych [na górze zdjęcia, przysłonięte] posiadają z 6 minitras narciarskich, 220 pokoi w kondominium, sale konferencyjne, boiska, basen i całą masę drobiazgów umilających życie wczasowiczów.

żeby mieć trochę wyobrażenie, o czym mówię:
utrzymanie pól golfowych (strzyżenie, podlewanie etc.) kosztuje niespełna 1 milion dolarów miesięcznie. do korzystania z pól (ok. 500zł za 1 grę) uprawnieni są przede wszystkim członkowie, czyli ludzie, którzy na starcie zapłacą grubo powyżej 300 tys. PLN. na polach może przebywać jednocześnie z 500 osób, czyli zaledwie ułamek tych, którzy starają się zarezerwować grę, ale im nie wychodzi.

w czasie lunchu zostaliśmy szczelnie obstawieni 6 managerami oraz prezesem, którzy z ogniem w oczach i zapałem w łapkach opowiadali nam różne cuda wianki. trochę przytępiliśmy ich oczekiwania. myśleli, że będziemy pracować dla nich znacznie dłużej i za darmo i stworzymy naprawdę doskonale działający system IT (w PL firmy biorą za to od 500 tys. do 10 mln. PLN; zajmuje im to od 3 m-cy do 3 lat). my odparliśmy, że jesteśmy studentami-konsultantami i jedyne, co od nas dostaną, to ładna prezentacja w Power Poincie...

can i trust you, thomas?



















jeszcze przed chwilą kłanialiśmy się sobie wzajemnie do stóp; tarzaliśmy się w wywiadach, raportach, wszelkich informacjach; grabula z panem prezesem; lunch w ochach i achach.

teraz włączyliśmy etykietę wieczorną. okolica znana z takkalpi [co to?], więc zasiadamy w regionalnej restauracji. jedzonko już się smaży na stole, a jeden z managerów stwierdza, że musimy przypieczętować start projektu.

pieczęć ma być symboliczna. obaj mieli wczoraj i przedwczoraj spotkania biznesowe. z drugiej strony, jeśli nie zbudujemy teraz relacji i porozumienia, to nie ma mowy, żebyśmy zasiedli do jakiejkolwiek pracy. partnerstwo przede wszystkim!

pierwsze ouansiat [=one shot] są nawet sympatyczne. w pewnym momencie orientujesz się, że tempo nie ma zamiaru spaść. bezwiednie ulegasz tradycyjnym koreańskim zagrywkom. w końcu trzy razy liczysz 12 butelek wódki ryżowej i 4 piwa, które w 6 osób spożytkowaliśmy na lepsze trawienie kurczaka i kapustki.

thomas, can i really trust you? słyszę w barze, który jest następnym punktem programu. fakt, goście są ewidentnie rozczarowani, przed chwilą nie byliśmy w stanie wypić piwa w wersji ouansiat, a to dopiero pierwsze w tym lokalu. no to mówię jednemu, że to przez te bąbelki, one nas zabijają. nie ma sprawy, 30 sekund później mój kufel jest wypełniony do połowy wódką... zaufanie wisi na włosku, szukam wsparcia w pustym krześle po Raphaelu, który kursuje pomiędzy dworem, a toaletą, staram się dojrzeć coś w oczach Yonsana, ale aktualnie leży na stole, patrzę na przezroczystość przed sobą i czuję świdrujące spojrzenia z lewego skrzydła. jak się wykpię to będzie po robocie...

(...)

[tak zwany blackout]

rozmowa przy śniadaniu ma już kompletnie inny ton. od teraz ilość szacunku okazywanego każdemu z nas zależy od ilości alkoholu wypitego poprzedniej nocy. współpraca będzie udana.

piątek, 11 maja 2007

oscylator zwariował



i pokazuje same wartości spoza skali. nieokiełznana radość, ale też wibracje iście destrukcyjne.

rezonans. obwód nie wytrzymał. neurony przepalone wielokrotnie. a sen nie zbawia tym razem. zzzzzzzzzzzzyzyzzzzzzz...

(trach. po cichu, impuls przebił się przez korki, dotknął dalej)

czwartek, 10 maja 2007

nieczynny od południa



In the days, the golden days
When everybody knew what they wanted
It ain't here today

(...)

Dreams and belief have gone
Time, life itself goes on

środa, 9 maja 2007

kontrol ce i fau fau fau fau

w kontekście poprzedniego i naszych dywagacji wykoncypowaliśmy, że oni tutaj mają biednie. po jaką pieczarkę musiał ich konfucjusz uczyć kucia na pamięć i odtwarzania kiedy trzeba.

no i od 50 lat biedne ludki kopiują. technologię, styl zarządzania, ciuchy, jedzenie, lajfstajl.

muzykę dzieli się na 3 kategorie: emo, w której ona przeżywa tragedię, bo musi wybierać między bogatym i ładnym, a biednym i ładniejszym; r'n'b, czyli na hamerykańską nutę, tylko tekst idzie do tłumaczenia; oraz techno, co wszędzie takie samo.

subaru impreza jest sfałszowany przez hyundaia, a volkswagen golf przez samsunga. ten ostatni produkuje też pod swoją marką renault, ale już na licencji.

dwie maniakalnie popularne gry to baduk (go japan!) oraz starcraft (import od jankesów).

wszystko co kulturalne i bardzo stare jest kalką z chin; co jeno stare to japońskie; a co świeżutkie to wzięli z mtv.

nie to, żebyśmy mieli jakiekolwiek uwagi do powszechnej koreańskiej wizji przywództwa i kreatywności technologicznej, kulturowej i cywilizacyjnej.

wtorek, 8 maja 2007

sztukateria wysadzana dywagacjami

[na starcie jeden wielki przypis do art.bloxa który wyszukał moment nieuwagi w familiadzie i odpowiednim cytatem sprowokował lawinę komentarzy]

[doprawdy, wybornie ubawić się przed snem treścią wykrzywioną]

Co to jest sztuka?
a) jeden przedmiot
b) twórczość
c) utwór sceniczny
Strasburger nie mógł się zdecydować, a Wy?


[a może to]




















fot. spencer tunick, inspiracja z
art.bloxa


[komentarze bezpośrednie]
eeee. głupie pytanie.
o sztuce mięsa zapomnieli...
a mówią, że sztuka to ukraść

[z szablonu wypracowania licealnego]
bez sztuki i artystów, którzy ja tworzą, świat nie miałby sensu.

[tu można kupić książkę co dogłębnie tłumaczy i mąci definicję]
czy to jest sztuka?

[paweł althamer]
Ja nie wiem, co to jest sztuka. Gdzieś wyczytałem, że nie ma jeszcze jej definicji, mogę więc spokojnie robić różne rzeczy. Przytoczę anegdotę. Kiedyś robiłem "wystawę bez wystawy". Rozpiąłem namiot w parku, żeby ludzie mogli zobaczyć park dlatego, że go zasłoniłem. Wchodzą do namiotu, a w środku widzą to samo, co na zewnątrz. [Galeria Foksal, Warszawa 1999 - red.] Przyszły dwie panie i nonszalancko mnie zapytały: "No dobra, ale co tu będzie w tym namiocie?". A tam już oczywiście było wszystko, co miało być, a więc park. A panie pytają: "Ale po co to się robi, czym się pan zajmuje?". Powiedziałem, że zajmuję się, jeśli można to tak nazwać, wolnomyślicielstwem.

[a tu odświeżenie perspektywy]
Na pewno uważam, że gotowanie jak wiele innych zawodów jest przede wszystkim sztuką, a biorąc pod uwagę, że moja praca zawodowa jest również moim hobby, życiową pasją, to dostałem od życia szansę. Z tej pasji rodzą się sukcesy, takie jak 40.000 sztuk książki na rynku, czy też Oskar Kulinarny 2004 w kategorii osobowość roku.

[amerykanie o replice rzeźby michała anioła]
dla mnie to nie jest sztuka, tylko zwyczajny nagi mężczyzna

[dla młodzieży]
co to jest abstrakcjonizm i sztuka komputerowa? odpowiedzi można znaleźć w tej encyklopedii

[jacuzzi ma głos]
relaks jest sztuką

[przybyszewski]
Przystępując do rozwinięcia naszych pojęć o sztuce, uważamy za niepotrzebne sięgać do zdań estetyków, uważamy za zbyteczne zbijać różnorodne sądy i wyroki estetyczne, nie myślimy również, że wypowiadamy coś zupełnie nowego, ale stojąc na czele pisma, któremu się charakter nadaje, trzeba wytknąć zasadniczy kierunek, w jakim się pismo prowadzi.

Sztuka w naszym pojęciu nie jest ani "piękno", ani ein Teil der Erkenntniss, jak ją Schopenhauer nazywa, nie uznajemy również żadnej z tych bezlicznych formułek, jakie estetycy stawiali, począwszy od Platona , aż do starczych niedorzeczności Tołstoja - sztuka jest odtworzeniem tego, co jest wiecznym, niezależnym od wszelkich zmian lub przypadkowości, niezawisłym ani od czasu, ani od przestrzeni, a więc odtworzeniem istotności, tj. duszy. I to duszy, czy się we wszechświecie, czy w ludzkości, czy w pojedynczym indywiduum przejawia.

Sztuka zatem jest odtworzeniem życia duszy we wszystkich jej przejawach, niezależnie od tego, czy są dobre lub złe, brzydkie lub piękne.
(...)
A więc substrat naszej sztuki istnieje dla nas jedynie tylko ze strony swej energii, zupełnie niezależnie od tego, czy jest dobrem lub złem, pięknem czy brzydotą, czystością czy harmonią, rozpasaniem, zbrodnią czy cnotą.
(...)
Śpiewano nam msze żałobne od samego początku, "Życie" pogrześć się nie dało, a dziś silniejsze niż kiedykolwiek, materialnie zabezpieczone będzie nadal pielęgnowało święty Znicz Sztuki dla Sztuki.

[malu malu]
Ależ co to jest? A to jest, moi drodzy, sztuka współczesna. Oto dzieło plastyczne, wystawione gdzieś na aukcji. Ktoś to może nawet kupi. Cóż powiedzieć. A niech kupuje drogo, bo przecież dobra sztuka musi być wartościowa, nieprawdaż?

A kto to namalował. Pan Szympans. Pan Szympans Małpa. Wziął i namalował. Masz małpo pędzel. Bierz i maluj. Jakiemuś frajerowi to się na pewno opchnie. No cóż, w polskiej Zachęcie wystawiali ynstalację artystyczną, w której "kobieta obiera kartofle". Porażające.

[mrozooo]
jest dokładnie tym pomiędzy.

niedziela, 6 maja 2007

strobo strobo strobo strobo




















strobo strobo strobo strobo strobo strobo strobo strobo
nawijka zasuwka i gadanko cały wieczór całe ranko
skrrrrrreeeererereczzreczrecz

co z tego, że umcyki, ważne, że na żywo. o jak mi tego brakowało! [jak?] klimat zdeptanej trawy, smak piwa z kurzem, falowanie w rytm pulsowania.

takiej muzyki takiego festiwalu oni tu nigdy nie mieli. koncert? a co to takiego? zagraniczni wiedzieli dobrze o co cho i nadciągnęli stadami; koreańczykom zdarzało się zaistnieć w tłumie.

z pola bitwy zszedłem po 8 rano, po czym umarłem kompletnie.

[zdjęcia i takie tam]


















fields of green



















no dobra, nie całe wczoraj w sepii.

zielona herbata to w sumie taki żywopłot. nawet smakuje tak samo. polecam spróbowanie wywaru z bukszpanu, może akurat?

miejsce ewidentnie dla par, więc ludzie patrzyli się cokolwiek dziwnie na mnie i raphaela. trochę nam też nieswojo było, bo zapomnieliśmy zabrać ze sobą kieszonkowych koreanek. żeby postawić na środku ścieżki, rozłożyć się ze statywem, po dłuższym rozważaniu ustawić koreankę do zdjęcia, wypowiedzieć magiczne "han, du, se" ("1,2,3") i pstryknąć. han,du,se. pstryknąć. han-du-se, pstryknąć, handuse, pstryknąć, pstryknąć, stworzyć korek na 40 osób. a ona będzie się uśmiechać, robić V na obu łapkach, wypinać swój różowy sweterek i uważać za centrum wszechświata, a co najmniej obiektywu.

każda para chodzi tu w Identycznych ciuchach. nawet lusterka i pudry mają te same. zastanawiam się, czy ktoś wymyślił już specjalne sklepy oferujące gotowe zestawy damsko-męskie.
















a miało być zielono























podsumowanie wyprawy na plantacje zielonej herbaty. 16 godzin w rzężącym autokarze i 60 minut wynajdywania krzaków we wszechogarniającym tłumie.

ale przynajmniej przeczytaliśmy po 1 książce na kark, obejrzeliśmy 2 filmy o samurajach, naciągneliśmy biuro podróży na 3,5 godziny dodatkowej darmowej jazdy po autostradzie (w zamian za 6 korków i zrezygnowanie ze wszystkich pozostałych atrakcji).

[galeryja]

piątek, 4 maja 2007

the trick is to keep breathing




















przypomniano mi dzisiaj. więc ja mimo pękających oczu i przygnieconych myśli przebyłem pod ziemią 2X25 km, by 15 minut pooddychać sobie muzyką na żywo. może jutro wrócę tam na całą noc.

to tak jak gapienie się w lampiony. jasne punkciki, dzięki którym powietrze nabiera smaku egzotycznego podekscytowania.

czwartek, 3 maja 2007

on jest i tu. przypomina. ciąży. dręczy.

kompletny skomlący brak.

zwyczajnego biegu rzeczy, koncertów w tygmoncie, sztuki jaką znam i lubię, inspiracji umysłu, szczypty prawdziwości albo przynajmniej postrzegania do jakiego przywykłem. i tego, bym czuł, że toczy się do przodu.



ot.

chlupu chlupu




































po nocy na podłodze w świątyni pora się trochę wypluskać w potoku górskim. zaprawdę, 0-3 st. C orzeźwia do szpiku kości.

środa, 2 maja 2007

słońca początki


















a przecież to jeno godzinka była.