na początku wyglądało to jak mega-karaoke. znaczy się ekran 8x5 m, do tego 5-7 czterdziestocalowych plazm na wszystkich ścianach, system kamer kontrolujących wszystkie ławki, gitary, zestaw perkusyjny, keyboard, prawdziwy fortepian. do tego tradycyjnie kolory wszystkich odmian tęczy. oczopląs.
jak zwykle stałem się też atrakcją turystyczną. jeszcze przed rozpoczęciem zostałem zapoznany z pastorem oraz liderem grupy studenckiej. w trakcie kazania wywołano mnie, musiałem się przedstawić, kamery od razu namierzyły i rzuciły na wspomniane wyżej 8x5 m, młodziaki klaskały i obserwowały już do końca. a kiedy wszyscy zaczęli się zbierać, dostałem od pastora po angielsku executive summary całego kazania. oczywiście wziął namiary i terminy, do kiedy jestem w seoulu, żeby dzwonić i zapraszać, jak coś dobrego będzie się działo. na deser cała 20-osobowa wspólnota poszła świętować czyjeś urodziny. pomimo wypasionego i ponętnego tortu kremowego, zdezerterowałem.
nie wiem, to chyba za dużo jak dla mnie. za tydzień poszukam czegoś bardziej europejskiego.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz