wtorek, 27 lutego 2007

city buzz

i tak trudno mi orzec, czy ciężej jest dalej jeść czy dalej pić...

3 knajpy, 3 światy, 3 uginające sie stoły od wszelkiego. ryży (w sensie ten, co ryż szama) został starostą roku i przez całą noc zapraszał na tradycyjną koreańską nasiadówę. polega ona na zastawieniu stołu 5 kg żarcia i 10 l alko, które mamy skończyć w 60 minut, bo zaraz przecież idziemy gdzie popadnie. i stoły prawie nietknięte zostają i czekają na wyżerkę obsługi.

no bo co w końcu, kurczę blade.

trzeba ich jeszcze conieco nauczyć, ale materiał imprezowy całkiem podatny.
teraz spac spac spac
aniyo kasejo!

poniedziałek, 26 lutego 2007

wieczorny tlen

tam są oni, znaczy się 20 milionów. wieżowiec obok wieżowca, w imię zasady "jeśli on ma tak wysoki budynek, to ja też muszę postawić tyle samo pięter".


a my w ciszy kompletnie zapomnianej przez pośpiech metropolii, pośród sosenek i cisów, patrzymy sobie śródziemnomorsko na to oko cyklonu.

studentem być

choć się nie bardzo mieszczę w ramach tutejszych.
31 lat, 5 lat doświadczenia zawodowego, wcześniejsze studia z elektroniki, żona, 2 dzieci, tak, pochodzi i mieszka Seoulu, ale specjalnie przyjechał do akademika, żeby być w stanie się więcej uczyć w dzień i w nocy...

a po wytropieniu tej oto karteczki:
























pozostaje mi to tylko skomentować wyciem. aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!

oda do szyneczki

nie wierzyłem, że można żyć bez chleba. pomidorów. kawy. masła. ziemniaków. szynki. pasztetu. mleka. sera. papryki. dżemu. kiełbasy. i, uwaga, prawie bez ryżu.

zamiast tego kilka razy dziennie nawiedzamy knajpki. zazwyczaj na środku palnik rozgrzewa płytę, na której smażą się pyszności, a dookoła rozstawiane są zakąski i dodatki. i tak dzisiaj zdarzyło mi się skonsumować:

- ośmiornice
- kałamarnice
- jakieś płaskie wędzone zwierzątko morskie, o nazwę którego boję się zapytać
- małże
- wodorosty (a la nori do sushi)
- tony kiełków sojowych
- kolejną wersję smakową daikon, czyli rzodkwi japońskiej (dziś była kwaskowa)
- kolejne 3 wersje kimchi, czyli marynowanej kapusty pekińskiej (przeważnie duszona w megapikantnym sosie chili, ale 1 z wersji była o dziwo łagodna)
- zupę-wywar z porów
- zupę-wywar z nie-wiem-czego ze ściętym białkiem
- surowe liście sezamu (smakują jak owłosiona leszczyna)
- marynowany czosnek
i jeszcze coś, ale mi się wymieszało to w żołądku i niekoniecznie teraz dojdę.

tak gwoli informacji - ryż traktowany jest tu jako specjalne zamówienie, zazwyczaj jako dokładka lub deser. a lody to w 1/3 mieszanka naszych znanych śmietankowych, a w 2/3 - zmrożonego i zmiażdżonego H2O...

delicje, mmmmmmmmm.

(ma ktoś zbędną kanapkę z szynką?)

niedziela, 25 lutego 2007

Spóźniony jak zwykle


Ale wejście to miałem niezłe...
(patrz załączony obrazek na koszulce na załączonym obrazku)




Zdjęcie w Moskwie, Mrozo już w Korei.

Emanacje frustracji

Wrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr


(a na pierwszym planie bardziej wysublimowana seria karabinowa)

Tu - pole( j )w

po tym, jak dokładnie przeskanowali każdy centymetr moich setek tysięcy kabelków i pobadali sobie moją kolekcję szklanych trunków podarunków, ujrzałem to cudo.

pierwsza myśl: chłopaki to muszą mieć naprawdę niezłą farbę antykorozyjną. nic a nic nie widać. z kolei wewnątrz siedzenia wzbudzały sentyment zapyziałego pekaesa do włoszczowej, ale to już zupełnie inna historia.

historia, a właściwie sobieski bitter sweet zaczął się jeszcze przed kołowaniem. właścicielem balsamu był gość wybierający się z małą grupą do południowych indii. wszystko wedle zaleceń aeroflot: "do śniadania nie podajemy kawy ani herbaty; jedynie wodę, soki, piwo i spirytus.."

Potem spontanicznie wyskoczyliśmy z samolotu do centrum chwały wielkiego betonu i hutników stali:
















Lotnisko Sheremietyevo przywitało nas nowymi kompanami, piwem za 1 Euro i ogólną imprezą pośród syfu, brudu i bełkotania megafonów.



















Zaprawdę, powiadam Wam, nie ma to jak żywczyk na obczyźnie...

Gniotsia nie łamiotsia

W ostatniej chwili, co by nie mieć już wyjścia, przejrzałem sobie bujne życie moich weekendowych kompanów.

Na przystawkę poszedł Tupolev Tu-154. Świeżaczek, bo z 1968, z tym, że do służby wszedł 4 lata później. Dotychczas noski (i nie tylko) podrapały sobie zaledwie 63 maszyny,

z czego 6 zostało zestrzelonych przez terrorystów,
1 cmoknął się z innym w powietrzu,
a kolejny rozbił się o pługi śnieżne podczas lądowania.

Chociaż wielki szacuneczek dla kolegi, że konstrukcja jest zrobiona na bazie projektu dalekosiężnego bombowca. No i że ląduje na dowolnych łąkach, mokradłach czy w zaspach, a potem musi się co najwyżej otrzepać ze śniegu.

Deserek w postacie Iliuszyna 96 był mniej smakowity. Największa zabawa jest podczas startu, kiedy samolot się tak pręży i napina, że trzeszczy każdy centymetr kadłuda. W pewnym momencie odpadają kasetony z sufitu (ale tak tylko na 5-10 cm, bez obaw), a elektryka nie daje rady i trzeba wyłączyć wszystkie światła, klimę, nawiewy i inne takie tam.

Iliuszyn mial tylko 1 serię uszkodzeń, która dotknęła też samolot Putina, ale z czym tu do ludzi przy takim Tupolewie...

Made Again

Najlepsze jest to, że nie wiem, dlaczego to zrobiłem.
K mówi, że chcę zostawić wiele za sobą, wyczyścić konto,
zrobić format M(ro): , a potem zainstalować filozofię version 2.0
A mi we krwi krąży chęć pielęgnowania przynajmniej tych kilku strzępów.

(Byle nie porobiły się skrzepy rodem z gadania Marcina Św.)

Dystans. Ulubione słowo-wytrych. Noooo, takiego wzroku to ja nie mam, żeby widzieć, o co cho z tylu tysięcy kilometrów, w dodatku po krzywej.

To czego naprawdę chciałbym się wyzbyć tutaj, to oczekiwania. Umawiam się z sobą, że z drżeniem wszystkich końcówek neuronów będę czekać na


What is yet to come


.