poniedziałek, 16 kwietnia 2007

Wybierz mnie, wybierz mnie!




















bo jeśli mnie wybierzesz, to ochoczo wskoczę żywcem do garnka, trochę się spocę, zmięknę i już nie będę szczypać. wszystko, by ze smakiem wylądować na Twym podniebieniu.

my z Raphem trochę nieswojo czujemy się przy piszczących skorupiakach i dlatego zdecydowaliśmy się na kilka niemych rybek. świeżość pierwsza klasa, mówię Wam. nasze sushimi właśnie kończyło oddychać. a krewetki łypały cokolwiek intrygująco...



















naszym pociechom musieliśmy oczywiście zapewnić trochę cieczy w żołądkach. niby 11:45 rano, nie bardzo gentlemanska pora, ale mus to mus:



















a to bonusy, które mogliśmy sobie wziąć na deser. zasada była prosta - schodziło się na dół, patrzyło się, które zwierze najżwawiej się rusza, mówiło się, w której restauracji siedzimy i za 5 minut mięsko lądowało na talerzu. nam rybki i różne takie starczyły, ale kto wie, może następnym razem?





















































a to karygodny uciekinier, który wylawirował ze wspólnego akwarium i kombinował, jakby przeskoczyć z tej kałuży do morza, które tuż tuż za tymi straganami...

Brak komentarzy: