niedziela, 8 kwietnia 2007

jak świętować, to ryżykiem




















po naciśnięciu guzika w pamięci podręcznej bilans wykazuje:
#więcej czasu na gotowanie niż na konsumpcję wszelaką (6,5 vs. 5)
#z 17 pożartych jajek
#z 60ciu jeden ugotowanych i spreparowanych na najróżniejsze sposoby
#25+ potraw
#z tego 1 mięsna, 12 jajecznych, kilkanaście warzywnych, z 6 deserów i kilka dodatków
#obiadokolacja, śniadanie, lunch i kolacja
#11 języków, którymi się posługiwaliśmy
#obiad wielkanocny w towarzystwie znajomych Hindusów o średnim iq powyżej 170
#rekordowa msza po angielsku, podobno zaczynała się o 10, jak przyszedłem o 10:15 to usłyszałem jeno błogosławieństwo
#łącznie 6 imprezek lub spotkań z bliskimi
#i koniec już. kropka.

i jeszcze ten cudowny poranek, oblany kompletną, niechrapaną ciszą. prosta ale jak trudna tu do dostania czarna herbata z mlekiem, kanapki z masełkiem serkiem żółtym i pomidorkiem i stół z widokiem na słońce, taras i połowę Seoulu. czułem się lepiej niż na prywatnej rajskiej plaży.

nonstop przeżuwaliśmy; ale atmosfera bezinteresownej życzliwości pozwalała też conieco przeżyć. bez sztampy, tradycyjnych foremek i zwyczajów, figurek, zajęcy czekoladowych, obrządków, jakiejś fałszywości, rutyny, niechęci. zamiast tego dostałem kopa nieposkromionej otwartości i radości. ciekawe, jak daleko dolecę.

[na pewno dalej niż do galerii, która o tutaj właśnie]

Brak komentarzy: