niedziela, 1 lipca 2007

on 'n' on 'n' on (at 500km a day)

sam tego chcialem sam tego chcialem.
ledwo chwytac wrazenia na kliszy (pamieci flash?), pozwalac pamieci ulatywac, bo zapiski na pudelku od kart z mao tse tungiem zbyt rzadkie i roztrzepane. tyle juz przeminelo: pekin, xian, szanghaj, hong kong, macau, dzisiejszy singapur.

i jeszcze chocby swieta gora Huan Shai z mglista smietanka i sloneczna polewa. danie glowne to pionowe 500m sciany. albo szanghajskie i hong-kongskie klabingi z expatami i ich dojrzalym juz spojrzeniem na tamta rzeczywistosc.

na deser swiatowe naj -slynniejsze wyscigi konne (HK), -szybszy pociag (Maglev), -dluzsze schody ruchome (jedzie sie 20-25 min - HK), -wieksze zageszczenie budynkow >100m (HK), -wieksze skupisko figur z gliny sprzed naszej ery, i to jeszcze naturalnej wielkosci (armia ponad 6000 wojownikow z terakoty - Xi'an), -dluzszy mur (bo wielki - Pekin), -wieksze obroty z kasyn (Macau, wiecej niz Las Vegas w obrotach, 10x wiecej w rentownosci stolow), -bardziej chyba uregulowane miasto na swiecie (Singapur - za smiecenie kara 1600 zl, za handel narkotykami bezwarunkowa smierc). i naprawde wiele innych takich.

[ah, i jeszcze zapisze sobie na boku, bo powtarzam i powtarzam w glowie caly dzien - mam nie zapomniec o tych rafach koralowych na pacyfiku, co byly dzis pod nami i zalowalismy, ze nie mamy spadochronow; oraz o tych setkach hektarow plantacji palm w Malezji, tuz przy granicy z Singapurem. z samolotu wygladalo, jakby caly swiat po horyzont byl narysowany od linijki. no, nie zapomnialem :-> ]

i tyle chwilowo. mysli kraza kraza i ustatkowac sie nie moga. bo zanim opadna, wir kolejny sie zbiera. albo sen. no wlasnie. przed chwila dziewczyny wyrzucily nas z zenskiego akademika, kolega po fachu przetransportowal nas jakos w miejsce bardziej odludne. pora juz.

bo jutro znowu czyha Cos za winklem.