środa, 4 lipca 2007

co sie nie da? co nie da rady?

wczorajsze mission impossible:

[preludium]
nic takiego, pobudka wczesna w singapurze, sniadanko, hostelowe tosty, dzemik i jajeczniczka, plecaki do gory i marszrutka przez miasto. muzeum, takie dziwne troche, o cywilizacjach azjatyckich, niby interaktywne, filmy, aplikacje i inne cudaniewidy, ale nie ujmowaly. dalej kosmiczna jak zwykle indyjska restauracja wegetarianska i metro. lotnisko, idziemy do bramek.

[abordaz na lotnisku]
no i sie zaczelo. mowia nam, ze musimy w bangkoku wkroczyc do kraju, ze nas nie przetransferuja na drugi lot, tylko sami. dla mnie to oznaczalo 30USD w plecy, francuzi mieli darmowo i ekspresowo. w samolocie ustawilismy sie na szybka wysiadke. 3,2,1, sprint! razem dobilismy do bramek z immigration office, oni mieli slamazarnego, ale jakos im poszlo w 5 minut, biegna do bagazy, dalej z naszymi 3ma plecakami do check-in na nastepny lot. 17:30 sa przy rejestracji.

ja mialem +1 przeszkode na drodze - wize. 1,5 godzinna kolejke przeskoczylem w 7 minut sila perswazji, ale rozbilem sie o wymagania urzednikow. zadali biletu, ktory siedzial w plecaku i musial byc uzyty przez francuzow! trzeba bylo dac lapowke i chlopak zaczal biegac po lotnisku i szukac mojego plecaka. 17:25... 17:35.. komorka do niego 17:45.. gadam z pierwszym oficerem... 17:55 gadam z drugim oficerem.. 18:10 gosc przychodzi, zgubil polowe innych dokomuentow, wypelnianie od nowa. 5 minut do zamkniecia checkinu, a ja nawet 1szej przeszkody nie przebylem. 2ga lapowka, mniejsza, przeskakujemy do wydawania wizy, urzednik odsunal na bok 45 min. kolejke, 18:17, sprint 4 pietra do gory, wpadam do checkinu, spozniony, czeka na mnie kopia biletu, biegne dalej, paszport, kontrola, 1,5km korytarzami. 18:50 bramka do samolotu. 18:58 spoznieni zagubieni wpadaja. 19:00 odlot. uff!!!

[hanoi]
najpierw wysadzili nas w zlym miejscu i podszywali sie pod inny hotel, potem ciagali po miescie, w koncu sami sie zaczelismy ciagac i po 1,5 godziny i 1 taksie znalezlismy fajny kacik. ba, mega apartament z klima i sniadaniem za grosze! a w miedzyczasie julien zgubil/stracil lustrzanke...

ale dzis wszystko juz na swoim miejscu, dreszcyk odkrywania powrocil!

Brak komentarzy: