piątek, 9 listopada 2007
nowe oczy mam
przepływają przez moje sekundy moje palce i zostawiają ślady trwałe na pamięci. tylko kilka dni, na weekend wpadnę jeno, ty się mną nie przejmuj, zbiorę się po cichu, szepnę miłego dnia na pożegnanie i ulotnię się z twojego dnia. nieprawda, ciągle tkwicie w mojej pamięci i także w minutach, które tu spędzacie. no przecież minuty to wyjątkowe, chcę je przeżywać też, nie dam się oddzielić od ponownej radości odkrywania danii.
dziękuję doszczętnie:
amie, anna, alexandre, raqu, chrobotko, piotrulo, agatko, katinko, nino, i zaocznie gosiu, przyjaciółce i siostrze.
[fociaki piotruli]
poniedziałek, 15 października 2007
z tą prędkością podróżowali chrobotka, raq i ja. z tym, że chrobotka z drugiego końca danii przybyła, raq wyskoczył na weekend kopenhaski prosto z szanghaju, a ja mocno zaniżałem średnią, okupując strajkiem głodowym biurko i dziesiątki slajdów skomlących o dokończenie. ale wieczorami tempo utrzymywaliśmy równe :-> dzięki za odwiedziny!
niedziela, 14 października 2007
posłuchaj to do ciebie
roya lichtensteina muszę sobie powiesić nad głową.
wtedy narysował to na wystawę this is pop-art!
dzisiejszy tytuł alternatywny: czytaj baranie!
lista bestsellerów na następny tydzień:
salesforce management
seven myths of customer management
relacje z kluczowymi klientami
the ultimate question
customer experience management
one to one marketing fieldbook
strategic advertising management
advertising communications & promotion management
managing customer relations
strategy: process, context, content
know-who based entrepreneurship
czas się zaprzyjaźnić z 4000 stron.
wsiąkam.
a teraz coś z zupełnie innej beczki
człowiek się nie spodziewa, wy, ja, kompletnie niewinni przechodnie tym bardziej, co ich może dopaść o 2 w nocy na pustych ulicach kopenhaskich. widać jeszcze przynajmniej przez tydzień nie dane nam będzie uwolnić się od wszechobecności kaczek.
a następną niedzielę, otwierającą zmiany trwałe i potrzebne będę świętował na klifach moherowych. obiecuję zmienić nazwę na wszystkich drogowskazach w okolicy, a czy wy obiecujecie zmienić nazwiska na wszystkich biurkach w stolicy?
najlepszy market świata
did you know that...we are facing individual imbalances?
at many fast-food restaurants, a single meal gives more than two times the recommended daily intake of fat, cholesterol, salt, and sugar?worldwide - more than 1 billion adults are overweight, and at least 300 million of them are obese?addiction to drugs, alcohol, smoking, sex, gambling or work may be an expression of the fact that people are unable to handle presence and intimacy?the air inside the typical home is on average 2-5 times more polluted than the air just outside - largely because of household cleaners and pesticides?most people spend 90 percent of their time indoors?many people remain concerned about the effects of lifelong exposure to the chemicals in sanitary products such as e.g. tampons?app. 300 million people will be suffering from diabetes in 2020?50% of deaths in the world are linked to diet, tobacco and lack of physical exercise?eating disorders affect 70 million individuals worldwide?partly due to chemical pollution 14% of European couples are now affected by fertility problems?in 1992, economists estimated that health problems caused by pesticides led U.S. health care costs to increase by $786 million each year?sugar triggers the production of the brains natural opioids, and the brain becomes addicted i the same way as with morphine and heroine?12 million US citizens are addicts of gambling?medication against shyness and an anti-shopping pill are some of the later news from the medicine-industry?
nie, nie wiedziałem. czemu pytasz?
niedziela, 7 października 2007
back to the basics
And it was morning
And I found myself mourning, for a childhood that I thought had disappeared
I looked out the window
And I saw a magpie in the rainbow, the rain had gone
I’m not alone
I turned to the mirror
So I see it’s me,
I can do anything
And I’m still the child
’cos the only thing misplaced was direction
And I found direction
There is no childhood’s end
Cos’ you are my childhood friend
Lead me on
czwartek, 4 października 2007
pacyfy w górę!
tydzień temu stuknęło 36 lat christianii. miejsce, któremu niedawno nadałem miano anarchii w puszce zupy campell's, pokazało totalnie wyluzowaną i bezpretensjonalną twarz. tylko tu dzielnica mogła zamienić się w wielotysięczną, uliczną imprezę, tylko tu zagęszczenie dredów na km2 było największe w danii, tylko tu przypomniałem sobie dokładnie o moich przyjaciołach hippisach z polski. dance-hall opanowuje mias-to! dance-hall - przy tym nie da się zas-nąć!
pod miastem pełnym cudów
nie umieramy z nudów.
tym zaczęli w zeszły czwartek.
piła, beczka, dzwony, dzwonki krowie, skrzypce, wiolonczela, harmonia, xylofon, 3x klawisze, 2x perkusja, bas, ledwo gitara, 300 zabawek elektronicznych i KLIMAT KLIMAT KLIMAT.
porażonym.
tym zaczęli w zeszły czwartek.
piła, beczka, dzwony, dzwonki krowie, skrzypce, wiolonczela, harmonia, xylofon, 3x klawisze, 2x perkusja, bas, ledwo gitara, 300 zabawek elektronicznych i KLIMAT KLIMAT KLIMAT.
porażonym.
cisza przed wiatrem
i w dniach tych staramy się przerwać straszliwą monotonię, tę krówkę-ciągutkę, która rozpostarła się między biurkiem z widokiem na betonowe konstrukcje, a ławką z widokiem na betonowych profesorów. i zdrapujemy szarość paznokciami, drapiemy się co sił po głowie, wymyślamy sposoby na ucieczkę doskonałą.
pomyślałem, wybędę do sztokholmu, sam kompletnie. podobno na północy lepiej dźwięk niesie, usłyszę siebie lepiej. podsłucham pomysły na najbliższą przyszłość. bo przecież, jak poinformowała mnie reklama w samolocie, the best ideas grow below zero.
turystyka totalna się udała, ale pacjent ciągle głodny i głuchy.
niedziela, 23 września 2007
italian dinner
sobota, 22 września 2007
all around the szprycha
[kopenhaga, zakaz parkowania, 1.09]
tu życie obraca się wraz ze szprychami. jeden milion sto tysięcy kół przemierza to miasto codziennie, drugie tyle czeka na lepsze czasy, lepszych właścicieli. władze wykładają kolejne dziesiątki milionów euro na nowe parkingi i drogi, kombinując, jak w na takim obszarze upchnąć populację rowerów całej wielkiej brytanii.
pierwszy dostałem od mortena. pomocny gość, znajomy znajomego znajomego, załatwił używany jednoślad za grosze. moja radość trwała krótko - po 50km koło przestało być kołem, a naprawa podniosłaby koszt sprzętu o 100%. morten wymienił mi maszynę jeszcze tego samego dnia. czarny rumak wytrzymał niestety tyle samo, po czym z rozpaczy rozsypał swój łańcuch. dwa dni próbowałem go resuscytować własnymi siłami. rowery na złomowisku za akademikiem nie uległy jednak moim perswazjom i żaden nie chciał oddać organu łańcuchowego.
zrezygnowany, capnąłem jakieś rzęchowate kółka. wystarczyły 3 godziny, aby ktoś oswoił się z moim nie w pełni sprawnym rumakiem. dzień później zobaczyłem go zaobrączkowanego obcym zamkiem. w międzyczasie w piwnicy odkryłem następny obiekt, który przy wsparciu kolegów ze złomowiska pokazał pełnię swoich możliwości.
3 tygodnie, 3 rowery. jedziemy dalej.
--
prześwietny blog o kopenhaskim pedałowaniu: http://cycleliciousness.blogspot.com/
czwartek, 20 września 2007
wtorek, 18 września 2007
nastrój się
lot nisko
[bangkok, dzień i podróż bez końca, 6.08]
za dużo niego, przesyca mnie już każda wizyta. jałowe oczekiwanie na wzniesienie się i ucieczkę stąd. czasem bezkresne, gdy w singapurze plastikowe krzesła wrzynają się w szyję i w udawany sen. czasem irytujące, gdy wiesz, że do moskwy nie dolecisz na przesiadkę, a oni guzdrzą się jeszcze bardziej. przeważnie jednak wypełnione szeptem wind, rękoma sunącymi po metalowych poręczach, zawieszeniem, brianem eno:
Brian Eno – 1/1
jose widzi inaczej. jego obraz jest pełen ludzi obnażanych z emocji. lubi do nich podchodzić i rozmawiać. patrzeć im w oczy i widzieć w nich odbicia rzędów w poczekalni.
nie lubię lotnisk. czuję się tam jak świetny eksperyment, odseparowany od swojego naturalnego ekosystemu. a mimo to zawsze przychodzę za wcześnie, łudząc się, że tym razem szybciej uwolnię się od ziemi.
przepraszam, ale zamykamy
[bruksela, mikrogaleria na rue de la regence, 16.09]
przynajmniej na chwilę bierzemy plecak na 4 spusty do szafy. część odkrywcza idzie pod klucz. i nie ma co się miotać między ścianami, jeszcze sobie człowiek niepotrzebnie głowę rozbije.
a tak przynajmniej przez tydzień człowiek pomóżdży będzie uczył się wyobrażać. że to, co przeczytane w białym pokoju, istnieje i ma się dobrze gdzieś poza.
--
książki przyszły rano ze szwecji i z anglii. plecak z właścicielem wczoraj z belgii. wszystko razem spotkało się dziś w danii przy chińskiej herbacie oraz indyjskim obiedzie i postanowiło współdziałać przez chwilę. bookworm mode on.
sobota, 8 września 2007
i znowu poniesie nas wiatr
du er her
[hua'shan, święta góra chińska, 22.06]
jesteś o, tu, w czerwonej kropce z wyraźnym konturem. odetnij się nim i obserwuj kolory. te spodnie ogniste pod beret i neony, te liście podpięte zamiast spódnicy, wspieranie słupów, a rozsadzanie harmonii bycia w pionie. bezsenność szumi i błyska w całym mieście. i tłucze się jeszcze wraz z naszymi rozmowami.
[ale tak, noc jest właśnie tym magicznym ognikiem kopenhagi]
forma mnie przygniotła, więc z niej wyszedłem i przyglądam się z boku. jawa w czasie snu miasta.
wtorek, 4 września 2007
ciemność (taką mocno niespecjalną) widzę
[jimbaran beach, bali, 23.07]
i co jeszcze. snuje się to czarne, mroczne, zupełnie bez tej energii, ciepła i szumu wody łamiącej się w pół. noce są tu chłodne i bezgwiezdne, siostry poranków bez wyrazu.
ok, zasnę wkrótce, niech tylko nabiorę grubego piasku między palce i pogapię się chwilę na drogę mleczną w prześwicie palm. bo co innego pozostaje.
i co jeszcze. snuje się to czarne, mroczne, zupełnie bez tej energii, ciepła i szumu wody łamiącej się w pół. noce są tu chłodne i bezgwiezdne, siostry poranków bez wyrazu.
ok, zasnę wkrótce, niech tylko nabiorę grubego piasku między palce i pogapię się chwilę na drogę mleczną w prześwicie palm. bo co innego pozostaje.
niedziela, 2 września 2007
anarchia w puszce zupy campell's
[foto: malyfred]
afisz powitalny:
najbezpieczniejszy bar na świecie:
ponad 6000 interwencji uzbrojonej policji od marca 2004.
Celem projektu jest stworzenie samostanowiącej się społeczności, gdzie każda jednostka jest odpowiedzialna za siebie, będąc jednocześnie integralną częścią naszej wspólnoty. Jej członkowie zamierzają w tym celu osiągnąć ekonomiczną niezależność. Równie ważnym zamiarem jest utwierdzanie w przekonaniu, że ogólnie pojęta nierówność międzyludzka może zostać poprzez naszą działalność zażegnana.
zażegnuje ją wspólnota 800 właścicieli telewizorów plazmowych na stoliczkach z Ikei, dla dobrych wibracji otaczających się odrapanymi murami i wybitymi szybami. tworzą pokój na ziemi poprzez sprzedaż kebabów, beretów z włóczki i biletów na andergrandowe koncerty rege.
to sobie poszedłem dalej, a na odchodne pogroził mi transparent "you are now entering the EU"
sobota, 1 września 2007
dogonić horyzont
[atol gdzieś pomiędzy hong-kongiem, a singapurem; 1 lipca]
justyna jest projektantką szkła i będzie studiować w tym roku w kopenhaskiej szkole designu. w tym semestrze połączy siły z innymi specami od ciuchów, metali, drewna i innych materiałów w artystycznym zgłębianiu koncepcji współczesnego nomada.
współczesny nomad.
w 2007 przewędrował już 55 000 km. pieszo, na słoniu, rowerem, tuk-tukiem, skuterem, samochodem, furgonetką, autobusem, kraulem i żabką, z płetwami i bez, łodzią wiosłową, kajakiem, tratwą, pontonem, motorówką, promem, jetboat, statkiem rejsowym, wreszcie samolotami amerykańskimi, europejskimi i, o zgrozo, rosyjskimi.
kiedy podróżował po azji, poruszał się z prędkością 500 km dziennie. bardzo pilnował się, by utrzymać to tempo. przecież kawał niesamowitego świata przed nim, póki ma nadmiarowe sekundy, chce uszczknąć jak najwięcej.
powiedział sobie, że odpocznie teraz, wróci do aromatycznej herbaty, koncertów jazzowych, gotowania potraw meksykańskich, włoskich i tajskich. odpocznie, odpocznie, ale w przerwie między relaksem a wyciszeniem wyskoczy sobie do brukseli, mediolanu, oslo i helsinek.
tak tylko na chwilę, dobrze?
fruuuuuu...
środa, 29 sierpnia 2007
copenhagen survival
juz sie ustabilizowalo w nowych realiach, juz mozna pisac i nadrabiac trzymiesieczne zaleglosci. off we go.
na poczatku kopenhaski survival, czyli podreczne Do & Don't na nastepne miesiace:
1. Mieszkamy w duzych akademikach i gotujemy oraz imprezujemy zbiorowo. Zawsze mozemy sie zalapac na perfekcyjne spagetti Wlochow okraszone zapasem piwa przywiezionym samochodem Holenderki.
Odpada: oszukancza stolowka ktora sobie liczy 4zl za 100gr czegokolwiek z bufetu. Daje glowe, ze maja przekrecone wagi. Nie wspomne o innych jadlodajniach, rozpietych miedzy 30 zl za kebab z cola, a 70zl za duza pizze.
2. Kupujemy pumpernikiel, ser Brie i winogrona z Lidla. Mieso z Fakty, a paste zostawiamy ekspertom z poludnia Europy.
Odpada: kanapki z 7/11 za 11zl i swieze buleczki z piekarni w podobnej cenie.
3. Piwo nabywa Hiszpan za 60gr za butelke, dostarcza Holenderka, a recycling nadzoruje Australijka.
Odpada: Rozpoczynanie wieczoru dopiero w barze, z piwem miedzy 22-80zl. 150 razy drozej...
4. Robimy imprezy u nas, sciagajac jak najwiecej ludzi z okolicy. Przy przekroczeniu progu 170-190 osob kasa z recyklingu butelek przekroczy koszt kilkunastu zgrzewek piwa i zagryzek. Zarobione pieniadze inwestujemy w glosniki 1000W.
Odpada: robienie imprez na podworzu innych akademikow, bo tamtejsi sasiedzi sa gotowi wybudzic i sciagnac polowe International Office w celu wyciszenia towarzystwa.
5. Zdobywamy rower i jezdzimy nim wszedzie i o kazdej porze. Inwestujemy w swiatelka, bo mandacik za brak bywa wyzszy od ceny roweru. Te ostatnia, wedlug naszego Wlocha Urgo, mozna zbic do 20zl, z czego 10zl za swiatla oraz 10zl za nowy zamek..
Odpada: transport publiczny, prowadzacy zalegalizowany rozboj w bialy dzien. 12zl za bilet jednorazowy oraz 180zl za karnet miesieczny.
tyle na razie. ide wprowadzac w zycie.
wtorek, 28 sierpnia 2007
Subskrybuj:
Posty (Atom)