wtorek, 18 września 2007
lot nisko
[bangkok, dzień i podróż bez końca, 6.08]
za dużo niego, przesyca mnie już każda wizyta. jałowe oczekiwanie na wzniesienie się i ucieczkę stąd. czasem bezkresne, gdy w singapurze plastikowe krzesła wrzynają się w szyję i w udawany sen. czasem irytujące, gdy wiesz, że do moskwy nie dolecisz na przesiadkę, a oni guzdrzą się jeszcze bardziej. przeważnie jednak wypełnione szeptem wind, rękoma sunącymi po metalowych poręczach, zawieszeniem, brianem eno:
Brian Eno – 1/1
jose widzi inaczej. jego obraz jest pełen ludzi obnażanych z emocji. lubi do nich podchodzić i rozmawiać. patrzeć im w oczy i widzieć w nich odbicia rzędów w poczekalni.
nie lubię lotnisk. czuję się tam jak świetny eksperyment, odseparowany od swojego naturalnego ekosystemu. a mimo to zawsze przychodzę za wcześnie, łudząc się, że tym razem szybciej uwolnię się od ziemi.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz